czwartek, 3 grudnia 2015

Prolog

 Nigdy nie wierzyłem w miłość.
Może były to tylko wbijane mi do głowy przez Hydrę kłamstwa, może zawsze taki byłem, nie wiem. Ale miłość… była dla mnie czymś nieprawdziwym.
Może źli ludzie na nią nie zasługiwali. A może po prostu nigdy wcześniej się z nią nie spotkałem.
I chociaż nigdy w nią nie wierzyłem to… to w moim życiu stało się coś, co sprawiło, że zacząłem wątpić, czy aby na pewno jej nie ma.
Stało się coś, co sprawiło, że zacząłem żałować wszystkiego, co kiedykolwiek zrobiłem.
Ktoś się pojawił.
Kiedy teraz o tym myślę… może to miało szansę przetrwać. Ale spieprzyłem. To była moja wina. On nie zrobił nic złego, był tylko kolejnym z tych wykorzystywanych przez Hydrę dzieciaków.
Chciałbym go jeszcze raz dotknąć, przytulić, pocałować… lub chociaż spojrzeć mu w oczy i nie ujrzeć nienawiści.
Nie pamiętam, bym kiedykolwiek uważał kogoś za specjalnie bliskiego. Nie miałem osoby, której mogłem powiedzieć wszystkie moje sekrety i na której mogłem polegać. Jasne, był Jack Rollins, ale on był tylko znajomym, może kolegą z pracy. Z Hydry. A to nie jest miejsce, do szukania przyjaciół.
A on… no cóż, mogę powiedzieć, że byliśmy blisko. Zaufał mi, a ja go zawiodłem. Żałuję tego, tak bardzo.
Zaczął przypominać sobie wszystko i wkrótce poszedł w swoją stronę. Ja też. Nie chciałem go zostawiać, ale nie miałem prawa mu się narzucać. Jeśli chciał odejść, nie mogłem go zatrzymać. Nie mogłem zrobić nic.
Często wydaje mi się, że słyszę, jak wypowiada moje imię. I za każdym razem odwracam się z nadzieją, że naprawdę wrócił.
Kiedyś nie miewałem snów, ale teraz praktycznie każdej nocy widzę w nich jego twarz.
 Nie wiem, czy nazywać to miłością. Może zakochaniem się, zauroczeniem, nie wiem. W każdym razie tęsknię za nim. Jak za nikim innym.
Co nie zmienia faktu, że wciąż robię złe rzeczy. Po tylu latach w Hydrze nie da się tak po prostu przestać. Ale zostawiłem za sobą organizację. W przypływie szału po jego odejściu zabiłem kilku agentów i lekarzy, którzy brali udział w praniu jego mózgu. Nie jestem z tego dumny, ale przynajmniej się zemściłem.
 Ostatnio zaczęły mnie dochodzić słuchy, że zaczęła się jakaś wojna między superbohaterami. W zupełności mnie by to nie interesowało, ale on jest w to zamieszany. Innej możliwości nie ma, jedną ze stron dowodzi Kapitan Ameryka, jedyna osoba, do której mógłby uciec.
Nie mogę pozwolić, by coś mu się stało. Nie mogę też bezpośrednio się w to mieszać.
Nie chcę być przeciwko niemu, a nie mogę przyjść i powiedzieć Rogersowi, że teraz jestem z nimi. Wiele bym dał, żeby to było takie proste.
Ale znajdę sposób, żeby chronić Jamesa.




2 komentarze:

  1. No ja nie wierzę *-*
    Jakie to jest super <333
    Chcę więcej!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo fajnie napisane. Czyta się szybko i przyjemnie, dobrze można się wczuć w emocje, które przedstawiasz. Świetne :D

    OdpowiedzUsuń